To dopiero prototyp, ale być może już niedługo, może za dwa lata, ludzie będą siedzieć nie na krzesłach i fotelach, tylko na bluebirdach. Co to jest i dlaczego jest lepsze od zwykłych klękosiadów?
Byłam, widziałam, siedziałam. Tak samo triumfalnie jak cesarz mogę się wyrazić o tym przedsięwzięciu. Oto dwaj Polacy, ojciec i syn czyli Andrzej i Mateusz Kieryłło wymyślili pierwszy na świecie hybrydowy fotel biurowy. Nie oglądając się na państwo, unijne dotacje czy obcokapitałowe piranie zwane potocznie aniołami biznesu, cały życiowy dorobek wtłoczyli w ten projekt i i opatentowali go nie tylko w Polsce, ale też w całej Europie i USA. Teraz mają tylko jedno marzenie: ruszyć z produkcją fotela. Jeśli to się stanie, mogą naprawdę zrewolucjonizować pracę przy biurkach. W skali globalnej.
Jak wiadomo natura przystosowała nas raczej do polowań na mamuty, niż do 8-godzinnego siedzenia i wszyscy bez wyjątku degradujemy nasze kręgi. Zrobiła na mnie wrażenie uwaga jednego z zaproszonych na konferencję ortopedów, który mówił, że z taką oczywistością oddajemy co roku nasze samochody na przeglądy techniczne, a nie kwapimy się, żeby przejrzeć technicznie nasze szkielety…
Fotel BlueBird różni się od typowych siedzisk biurowych funkcją klękosiadu – część siedziska łatwo obniża się i możemy na niej oprzeć kolana. A jak nam się znudzi i już kręgosłup sobie poodpoczywa – wrócić do zwyczajnej pozycji. Choć ta tak do końca zwyczajna nie jest – oparcie fotela w obu pozycjach idealnie podpiera kręgosłup, posiada podłokietniki i zagłówek, który cały czas wspiera głowę. A ta, przypomnijmy, ile waży – coś koło 5 kilogramów; ponośmy sobie taką większą piłkę lekarską przez cały dzień i zobaczmy co na to nasz kręgosłup.
Eliminacja bólów i powstrzymywanie degradacji kręgów to podstawowa zaleta „niebieskiego ptaszka”, ale też prawidłowo ułożona w klękosiadzie przepona poprawia oddech i dotlenienie organizmu, co musi wpłynąć na wydajność głowy i pewnie też kreatywność.
Ja jestem zachwycona i czekam, co na to wszystko powie pan Morawiecki ze swoim planem, bo to najsztandarowszy ze sztandarowych przykładów polskiej kreatywności połączony z niesłychaną misją ratowania zdrowia ludzi. W dodatku Kieryłłowie marzą, żeby w przyszłości nie tylko linie lotnicze zainteresowały się ich wynalazkiem, ale też – żeby BlueBird trafił do szkół. I żeby stał się on kiedyś rzeczownikiem pospolitym tak jak walkman czy elektroluks. Trzymam kciuki, nie spuszczając z oka pana ministra MM. Bo od dziś papierkiem lakmusowym dla jego planu będzie dla mnie nasz fotel hybrydowy. Bo Chińczycy ciągle zwlekają z przyznaniem patentu.
Zgłosiłabym się na królika! I też będę śledzić.