Fuzja Japonii i Italii na talerzu: linguine z matchą w sosie śródziemnomorskim. Palce lizać to mało powiedziane.
Przepis na matchatunę:
(porcja dla 2 osób)
- 200 g makaronu linguine z matchą
- 1 puszka pomidorów bez skórki
- duża cebula
- 2-3 ząbki czosnku
- 1 łyżka oleju rzepakowego
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- 2 łyżeczki ziół śródziemnomorskich (np. oregano i tymianek)
- 1/2 łyżeczki płatków chili
- 2 czubate łyżki kaparów w soli
- pół puszki tuńczyka w sosie własnym (ok. 75 g)
- (opcjonalnie: łyżka startego parmezanu)
- 1-2 łyżki pokrojonej natki pietruszki
Pokrojoną w kosteczkę cebulę i czosnek smażymy na patelni z oliwą i olejem (ok. 5-7 min), aż zeszklą się, ale nie zmienią jeszcze koloru na ciemny. W międzyczasie nastawiamy wodę na makaron, a kiedy się zagotuje, wrzucamy linguine. Do patelni dorzucamy pomidory z puszki, rozdrabniając je drewnianą łyżką, dodajemy zioła i kapary. Dusimy kilka minut aż pomidory rozpadną się, tworząc masę bez większych kawałków, a kapary nieco zmiękną i oddadzą sól do sosu. Na koniec dokładamy tuńczyka, delikatnie mieszając, by rozprowadzić go równomiernie w sosie oraz wsypujemy natkę. Gorący sos nakładamy na porcję ugotowanego makaronu.
Parmezan nie jest konieczny do tego dania, ale można nim lekko przyprószyć sos. Będzie ładniej prezentować się na Instagramie. 🙂
Do stworzenia tego dania zainspirował mnie sam produkt – linguine z matchą. Pomyślałam, że ta japońska herbata, z delikatną nutą ryby będzie pasować do dania z nutą tuńczyka. I nie myliłam się. W daniu tym ważny jest też rodzaj makaronu. Osobiście wolę kształt linguine – to jakby lekko spłaszczone spaghetti (w przekroju jest soczewkowate), więc jest bardziej spolegliwe wobec sosów.
Aby danie było przepyszne, a nie tylko dobre, trzeba zadbać o jakość składników. Przynajmniej niektórych, hehe… Na przykład moje zioła były wybitnie aromatyczne (aż szczypały w język, kiedy ich spróbowałam na sucho, tak dobrze zachowane miały w sobie olejki eteryczne). A parmezan, cóż, pochodził z ekologicznej włoskiej farmy o pięknej nazwie Bio Botticello. To ser w wersji srebrnej (Argento), 24-miesięczny, pochodzący z królestwa parmezanu, czyli okolic Parmy w regionie Emilia Romania. Kupiony na targach Salone del Gusto w Turynie.
Użyłam też bardzo dobrej oliwy (Strakka – przywieziona z Cypru, można ją dostać też w Polsce, ale cena zwala z nóg) oraz kaparów, które sama zbierałam na sycylijskich skałach i zakonserwowałam je w soli. Nie próbujcie w tym daniu zastąpić solonych kaparów takimi z zalewy. Zabraniam i życzę smacznego!
p.s. Matchatuna jest nazwą, którą sama wymyśliłam dla ww. dania.