Oslo przyleciało do Mediolanu w postaci stu dzieł Edwarda Muncha. To największa monograficzna wystawa artysty od 40 lat. Tłumy kłębią się między obrazami wyeksponowanymi w małych salach. Duszna, gęsta atmosfera, półmrok, milczący ludzie przesuwają się powoli jakby byli elementem podkreślającym grozę bijącą z dzieł Norwega. Przeżyłam.
Dwie godziny stania w kolejce za jakimś towarem zaliczyłam ostatni raz chyba za komuny w podstawówce. Chciałam zaimponować rodzicom, że też potrafię postać i jeszcze zdobyć jakiś deficytowy towar, np. słodycze. Finał był taki, że dwie osoby przede mną kupiły ostatnią partię czekoladek nadziewanych krochmalem, a ja zmaltretowana wróciłam do domu z jakimiś krakersami. Dziś długie kolejki są tylko pod chińską ambasadą za wizami i do muzeów. Wiem, bo zaliczyłam właśnie kolejną wpadkę jako stacz w Mediolanie. Przed budynkiem Palazzo Reale, gdzie aktualnie serwują sześć atrakcyjnych wystaw (z Picassem i Munchem na czele) wiła się w środku roboczego dnia całkiem długa kolejka. Szybko wyszło na jaw, że formują ją ludzie, którzy nie ogarniają internetu albo nie potrafią budować długofalowych strategii (jakby kupili online, toby nie stali). Muncha mogłam sobie spokojnie darować, bo widziałam w Oslo, a w jego obrazach i depresjach jakoś średnio się odnajduję. Doceniam, nie lubię. Ale Picassa… Dla niego mogę być staczem, zdychać z nudów i przesuwać się w rzutach o pięć metrów co pół godziny. No więc stałam, stałam, stałam. I wiecie co? Kiedy już ledwie trzymając się na nogach, znalazłam się przy kasach, okazało się, że… niepotrzebnie tam stałam. Ta kolejka była TYLKO do Edwarda Muncha! Na Picassa mogłam wejść z marszu i obejrzeć jeszcze cztery inne wystawy! Ale cóż było robić – zmarnować taką ofiarę? Weszłam więc na tego Muncha też i zaraz pożałowałam. Wystawy po prostu nie dało się po ludzku oglądać. W każdej z sal stał taki tłum, jakby rzucili kubańskie pomarańcze do spożywczego w 1982. Ciało przy ciele, sardynka przy sardynce, każda ze słuchawkami na uszach, a częstotliwość ruchu jak na norweskiej autostradzie. Słowem posępna magma, jaką całe życie Edward Munch przenosił na płótno. Gdyby nie moja giętkość, bezczelność i technika kontrolowanego wślizgu między oczadziałych ludzi, nie ukończyłabym tego człapania w wyznaczonym czasie. Zresztą, niewiele i tak widziałam znad ludzkich głów, lecz dla porządku zamieszczam tutaj parę dowodów mej męki i jeszcze raz apeluję – ogarniajcie internet, twórzcie długofalowe strategie, jak chcecie mieć kontakt ze sztuką. Następny post będzie już o Picassie.
„Harpy”, litografia barwna, 1899; „Autoportret”, 1926
„Chore dziecko”, 1897
„Śmierć Marata II”, 1907; „Madonna” (fragment), 1895
Edvard Munch i Tulla Larsen, 1898; „Głowa mężczyzny we włosach kobiety”, 1896
„Surowe pnie drzew latem”, 1923
Wystawa „MUNCH. Il grido interiore” („MUNCH. Krzyk wewnętrzny”), Palazzo Reale, Mediolan
14.09.2024 – 26.01.2025