Kultura

Kolonializm 2.0

Każdy, kto kupuje byle baton czy torbę taniego cukru w markecie, musi pamiętać, że jest ostatnim ogniwem w łańcuchu zbrodni, która zaczyna się od GRABIEŻY ZIEMI.

To skandal, że o kolonializmie uczy się dzieci na lekcjach historii i wmawia im, że to, coś, co było kiedyś. Errata jest okrutna – kolonializm nie tylko trwa nadal, ma się świetnie, ale ciągle jest updatowany, a podstawowe jego ulepszenie polega na tym, że pomimo rozwiniętych systemów informacji, wiedza o tym zjawisku nie dociera do opinii publicznej. W zasadzie, poza takimi wyłomami w murze jak Film Kurta Langbeina „Grabież ziemi”. Dokument opowiada kilka historii związanych z uprawą ziemi, w różnych krajach. Na przykład w Kambodży rząd udziela wielkiemu koncernowi koncesji na uprawę trzciny cukrowej i dzierżawią mu ziemię, którą zabiera własnym obywatelom. W taki sposób mało skomplikowany – nowy właściciel wypędza mieszkańców jakiejś wioski i puszcza z dymem ich domy. To normalne państwowe procedury. Unia Europejska o tym wie i nawet udaje, że próbuje przeciw temu zaprotestować, ale oczywiście nic się w tej kwestii nie posuwa nawet o milimetr, bo nie może. Biznes is biznes. Zniesione są cła w handlu z Unią, no i my mamy tani cukier.
Inna historia – jesteśmy w Etiopii na farmie, którą jakiś Niemiec dzierżawi za śmieszne pieniądze (coś koło 5 euro za hektar na rok) i prowadzi tam uprawę szklarniowych  warzyw. Top class, trafiają na krajów arabskich, do 5-gwiazdkowych hoteli. Wynagrodzenie pracujących tam ludzi wynosi bodaj 40 euro na miesiąc. A może nawet 24… Nie pamiętam. Ale jedna z kobiet mówi, i to zdanie jest zupełnie wstrząsające, że nigdy nie miała w ustach pomidorów, w których przez siedem dni w tygodniu pracuje. Wszyscy robotnicy, a ściślej niewolnicy, są dokładnie przeszukiwani zanim opuszczą miejsce pracy.
Teraz znów przenosimy się na największą na świecie plantację olejowców do Indonezji. Gigantyczny obszar, państwo w państwie zarządzane przez  amerykański koncern Cargill. Nie uwierzycie, jak wygląda tam apel przed wyruszeniem pracowników, czytaj: niewolników, w teren. Oni recytują jakiś upokarzający kodeks, składają przysięgi jak w najciemniejszym rogu totalitarnego bloku, jakby stali przed Kim Dzongiem (ten nawet by się chyba zawstydził). Po prostu amerykańska demokracja w wersji terenowej. A do tego jeszcze Cargill uchodzi za firmę realizującą założenia tzw. zrównoważonego rozwoju. Ma certyfikat, który sama sobie przyznała, bo go wymyśliła, natomiast na filmie widać w jak „zrównoważony” sposób olejowce podlewane są chemią. Wprost proporcjonalnie do wydajności plonów, która co 10 lat wzrasta o 100 procent.
Ale żeby nie było za słodko i wszystko, co złe działo na dalekich kontynentach, film pokazuje też kawałek Rumunii. Porównuje dwóch rolników – jeden to Austriak, który za bezcen nabył czy wydzierżawił kolosalne areały pod przemysłową uprawę. Dostaje milionowe dopłaty i zasiewa pola ziarnem od koncernów. Drugi dostaje mikrodopłaty, sieje ziarnem po  dziadkach, starcza mu na wyżywienie rodziny, a nadwyżki sprzedaje okolicznym. O jakości plonów najlepiej wypowiadają się kury. Kiedy mały rolnik rzuca im ziarno mieszane, najpierw wyjadają to od niego. Kiedy już wszystki ziarenka własnej kukurydzy zostaną wydziobane, dopiero wtedy kury zabierają się za fast food.

Iand grabbing ndonesien V
Na plantacji olejowców koncernu Cargill, Indonezja
Land Grabbing_Dubai Burj al Arab
Hotel Burj-al-Arab, Dubaj
Iand grabbing Kambodscha III
Buddyjski mnich, który przygarnął wypędzonych mieszkańców wioski w Kambodży
50358 views