Aż dziw bierze, że w kraju, gdzie istnieje 500 odmian jabłek, kraju, który jabłkami po prostu stoi, cydrownictwo jest wciąż dla wielu nowinką. Ale jest też dobra wiadomość – cydry rzemieślnicze poszybowały naprawdę wysoko. A ich wytwórcy mocno działają na rzecz ochrony starych sadów i rzadkich odmian jabłek. Ostatnio zlecieli się do Warszawy i dali popróbować swoich złotych trunków.
Jak tak dalej pójdzie, to niedługo zrzucimy z podium Anglików, Francuzów i Niemców bez większych problemów. Do tak optymistycznych wniosków doszłam, sącząc autorskie jabłeczniki podczas warsztatów InCiders. Po tym wydarzeniu biada wszystkim produkowanym przemysłowo i mieniącym się cydrami miksturom. To są jakieś kwaśne echa, słodkie podroby i gazowane erzace. Dla przypomnienia – prawdziwy cydr jest jednoskładnikowy – składa się tylko z fermentowanego soku jabłkowego, no, ewentualnie, ma dodatek drożdży, ale nie zawsze. Fabryczny rekordzista miał ponoć 18 składników! Nie chcę nawet wiedzieć jak im było na imię.
Ale skupmy się na pozytywach. Drugi w historii Zlot Cydrowników Autorskich był okazją do kilku premier i debiutów. Miałam zaszczyt skosztować Cydru z Woli Rusinowskiej – marki tak młodziutkiej, że jeszcze bez etykiety (fot. poniżej). Nuty maślane i brzoskwiniowe niczym w beczkowym chardonnay wszystkich zadziwiły, bo cydr ten, jako że dopiero co narodzony, nie miał prawa być tak dobry (podobnie jest z winem, które dopiero po piątym zbiorze nabiera ciała). A jednak ten „wytrawny bez agresji” napój zadziwił.
Kolejnym objawieniem był dla mnie Smykan Koziarniany z odmiany jabłka co się zowie grochówka. Jak to jeden z prowadzących słusznie zauważył „jakże daleko jesteśmy w tym cydrze od mydełka Fa”, czyli nuty charakterystycznej dla cydrów wielkoprzemysłowych. Tu mamy mocne, cudowne wprost bukiety obórkowe, tak tak, to nie literówka. Z kolei inny mój faworyt – Kwaśne Jabłko cydr wiosenny zachwycił rześkością, lekkim musem, czyli, znów cytata: „nie było w nim mokrego psa ani pieczarek”.
Z tej samej cydrowni pochodzący Reserva Waltersdorf podbił moje serce wątkiem ogórka kiszonego, zaś Stary Sad Premium z Chyliczek – rabarbaru. Chyliczki zresztą plasowały się wysoko wśród tych najbardziej aromatycznych.
Ale dopiero cydry lodowe dały mi pojęcie o klasie tych rzemieślniczych trunków. To ich deserowa wersja produkowana z mrożonego soku jabłkowego, który, jak poinstruował mnie twórca cudownego, ambrozjowego zupełnie cydru Ignaców, powolutku wytapia się z lodowej bryły. To coś, co krąży w okolicach wysokoputonowych tokajów, miodów pitnych i win lodowych. Krąży, ale pamiętajmy, wzbogacone jest o nuty goryczkowe i cierpkie nieobecne w winach. Na tym polega przewaga bukietu cydrowego nad winnym – nie rozważamy tylko równowagi pomiędzy słodyczą a kwasowością.
Zlot był też okazją do spróbowania soków jabłkowych jednoodmianowych, terruarystycznych (piękne słowo). Całą paletę zaprezentowała marka Joanka – od sadowników z grupy Globsad z Lipia. No bo sok z Kronselki to inna bajka niż z Ananasa Berżenickiego.
Raz jeszcze dziękuję stowarzyszeniu cydrowników, Winicjatywie i Cydrolotowi, czyli Tomaszowi Piotrowskiemu za zaproszenie na imprezę, a producentom – za czułość wytwarzania i głębię smaku, jaką ona czułość skutkuje. Na zdrowie!