Do pełni szczęścia potrzebny będzie język ryby piraruku i twardy baton z ugotowanych ziaren guarany. Jak pić, to tylko po amazońsku.
Pomysłowość ludzka nie zna granic i guaranę dodaje się teraz wszędzie. A to do herbatek, a to robi z niej tabletki na odchudzanie, a to profanuje się jej ziarna w śmierdzących napojach energetycznych, a tymczasem już starożytni Indianie…
Dwa lata temu miałam okazję (na niezastąpionym Salonie Smaku w Turynie) spróbować napoju z guarany zrobionego przez rdzenną ludność Amazonii według swoich prastarych metod. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że punktem wyjścia tego supernaturalnego napoju dodającego energii jest jakaś czarna pałka przypominająca coś spalonego i kawałek jakiegoś tarła. Otóż okazało się, że te ziarna guarany najpierw strasznie długo gotuje się na pulpę, formuje z niej te pałki, suszy, a potem ściera na proszek na JĘZYKU RYBY. Nie byle jakiej, bo przeogromnej piraruku (inaczej arapaimy), znanej też z tego, że oddycha powietrzem z atmosfery i co chwilę łapie je, wynurzając się z wody. No więc Indianie amazońscy recyklingują jej język na tarkę i po starciu guaranowego batona, z proszku przygotowują ów napój. Smaku szczególnego to to nie ma, może trochę gorzko-kwaśny, ale za to różnych zdrowych właściwości moc.
Guarana (inaczej: osmęta albo cierniopląt) ma cztery razy więcej kofeiny niż kawa, a ponoć mniej szkodzi. Dobrze wpływa na potencję i poprawia pamięć, powinni jej unikać nadciśnieniowcy i osteoporotycy. Gdzieś w sieci można dostać pałeczki guaranowe do ścierania (firma The Guaraná Company), nawet w komplecie z językiem ryby.